poniedziałek, 17 października 2011

I


zdjęcie z sieci

Istotnie na biletach jest niewiele miejsca na zapiski. Tym bardziej kiedy jeździmy na migawkach i takowych biletów nie kasujemy bo i po co. Gdyby jednak ktoś nie wiedział o czym mowa, gwoli wyjaśnienia – migawka jest językowym produktem rodzimym pochodzenia łódzkiego i oznacza bilet miesięczny. Podobnie jest z krańcówką, której na przykład w Warszawie nie znają - a oznacza to ni mniej ni więcej: pętla autobusowa/tramwajowa. Po tych jakże krótkich wyjaśnieniach przejedziemy do meritum sprawy.

I tak oto moje prawie codzienne podróżowania komunikacją miejską doczekały się – co prawda dojrzewającego we mnie od dawna, ale skrycie ukrywanego w sercu i umyśle – cyklu zapisków biletowych.  Albowiem… podróżowanie nawet najmniejsze stanowi nieodłączną część życia ludzkiego.

Bez wątpienia nie jeżdżę namiętnie. A jednak jeżdżę stąd dotąd i dotamtąd. Jeżdżę ni stąd nie zowąd lub zaplanowanie. Jeżdżę na krótkiej lub długiej trasie. Kilka lub kilkanaście przystanków. Czasem całą trasę. Czasem nowiuteńkim tramwajem a czasem grzechotem, że aż głowa pęka. I tak sobie podróżując zazwyczaj sobie czytam książki, co jednak nie odwraca mojej uwagi od sytuacji tramwajowo – autobusowych. Przyznaję, że podróżowanie, nawet w takim mikrozakresie, jest niezwykle kształcące. Ileż to ciekawych zdarzeń, rozmów, wyzwisk, awarii, kolizji, czekań, spóźnień, przesiadek, pasażerów czystych i tych mniej zadbanych lub cuchnących z własnej lub nie winy czeka na konesera jazdy środkami komunikacji miejskiej? O tym może opowiedzieć tylko świadek tych wydarzeń. A zatem pozwólcie, że podzielę się z wami tę radosną tramwajową twórczością… czcionkę też postanowiłem zaangażować twórczo kolorystycznie jednakże małych ślaczków w tramwaiki nie będę malował…

Wracając do zapisków: dziś powstał ten pierwszy. Jechałem dziś w jedną stronę około 40 minut. Wierzcie mi, że przez ten czas można naprawdę wiele napisać. Dziś jednak poświęciłem część tego cennego czasu na czytanie. To przeraźliwe dla niektórych uzależnienie a dla większości narodu dziwna choroba wymaga długotrwałej terapii a i nie zawsze bywa wyleczalna. Zamierzam jednak chorować na nią do końca życia, o ile wzrok mnie nie zawiedzie….

W zasadzie to na awersie biletu można zapisać góra z jedno, dwa zdania. No może… trzy używając lupy. Tak małe powierzchniowo urządzenie jakim jest bilet poza tym się brudzi, gniecie i po kilku przegrzebaniach ręką w kieszeni płaszcza może nawet na nim nie być widać kasownikowego nadruku. Nie będę zatem ryzykował zapisywania na bilecie. Zabieram kartkę. Mentalnie wyobrażam sobie… że to bilet….

Bilet wystarcza na góra – jeden, dwa przystanki.

1 komentarz:

  1. To coś o mnie:) jestem wierna komunikacji miejskiej i tym całkiem nowym i tym całkiem starym tramwajom:) i też czytam wtedy namiętnie, do tego stopnia,że przegapiam swój przystanek:) znam tę chorobę:) i masz rację,ile to historii można się dowiedzieć, a i ostatnio uczestniczyłam w kolizji tramwajowo - samochodowej:(
    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń