zdjęcie z sieci
Istotnie na biletach jest
niewiele miejsca na zapiski. Tym bardziej kiedy jeździmy na migawkach i
takowych biletów nie kasujemy bo i po co. Gdyby jednak ktoś nie wiedział o czym
mowa, gwoli wyjaśnienia – migawka jest językowym produktem rodzimym pochodzenia
łódzkiego i oznacza bilet miesięczny. Podobnie jest z krańcówką, której na
przykład w Warszawie nie znają - a oznacza to ni mniej ni więcej: pętla
autobusowa/tramwajowa. Po tych jakże krótkich wyjaśnieniach przejedziemy do
meritum sprawy.
I tak oto moje prawie codzienne
podróżowania komunikacją miejską doczekały się – co prawda dojrzewającego we
mnie od dawna, ale skrycie ukrywanego w sercu i umyśle – cyklu zapisków
biletowych. Albowiem… podróżowanie nawet
najmniejsze stanowi nieodłączną część życia ludzkiego.
Bez wątpienia nie jeżdżę
namiętnie. A jednak jeżdżę stąd dotąd i dotamtąd. Jeżdżę ni stąd nie zowąd lub
zaplanowanie. Jeżdżę na krótkiej lub długiej trasie. Kilka lub kilkanaście
przystanków. Czasem całą trasę. Czasem nowiuteńkim tramwajem a czasem
grzechotem, że aż głowa pęka. I tak sobie podróżując zazwyczaj sobie czytam
książki, co jednak nie odwraca mojej uwagi od sytuacji tramwajowo –
autobusowych. Przyznaję, że podróżowanie, nawet w takim mikrozakresie, jest
niezwykle kształcące. Ileż to ciekawych zdarzeń, rozmów, wyzwisk, awarii,
kolizji, czekań, spóźnień, przesiadek, pasażerów czystych i tych mniej
zadbanych lub cuchnących z własnej lub nie winy czeka na konesera jazdy
środkami komunikacji miejskiej? O tym może opowiedzieć tylko świadek tych
wydarzeń. A zatem pozwólcie, że podzielę się z wami tę radosną tramwajową
twórczością… czcionkę też postanowiłem zaangażować twórczo kolorystycznie
jednakże małych ślaczków w tramwaiki nie będę malował…
Wracając do zapisków: dziś
powstał ten pierwszy. Jechałem dziś w jedną stronę około 40 minut. Wierzcie mi,
że przez ten czas można naprawdę wiele napisać. Dziś jednak poświęciłem część
tego cennego czasu na czytanie. To przeraźliwe dla niektórych uzależnienie a
dla większości narodu dziwna choroba wymaga długotrwałej terapii a i nie zawsze
bywa wyleczalna. Zamierzam jednak chorować na nią do końca życia, o ile wzrok
mnie nie zawiedzie….
W zasadzie to na awersie biletu
można zapisać góra z jedno, dwa zdania. No może… trzy używając lupy. Tak małe
powierzchniowo urządzenie jakim jest bilet poza tym się brudzi, gniecie i po
kilku przegrzebaniach ręką w kieszeni płaszcza może nawet na nim nie być widać
kasownikowego nadruku. Nie będę zatem ryzykował zapisywania na bilecie. Zabieram
kartkę. Mentalnie wyobrażam sobie… że to bilet….
Bilet wystarcza na góra – jeden,
dwa przystanki.
To coś o mnie:) jestem wierna komunikacji miejskiej i tym całkiem nowym i tym całkiem starym tramwajom:) i też czytam wtedy namiętnie, do tego stopnia,że przegapiam swój przystanek:) znam tę chorobę:) i masz rację,ile to historii można się dowiedzieć, a i ostatnio uczestniczyłam w kolizji tramwajowo - samochodowej:(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!