3
…gdy przeraźliwie głośnym dźwiękiem zadzwonił w kieszeni jego spodni telefon. Wstał, a może raczej podskoczył jak oparzony z drewnianej ławki. Piotr wyjął pośpiesznie z kieszeni aparat i nacisnął czerwoną słuchawkę. Dla pewności, że nie zdzwoni on ponownie wyłączył w ogóle telefon. Nie spojrzał nawet kto dzwoni.
- To nie jest czas i miejsce na prowadzenie rozmów przez telefon – pomyślał.
Potem z czarnej torby, która zabrał wychodząc o wpół do dziewiątej rano z domu wyjął metalowy półlitrowy termos i zmarznięty nalał sobie do termosowego niby-kubka herbaty. Gorący płyn wypełnił jego ciało miłym uczuciem odprężenia. Nalał jeszcze jeden kubek, wylawszy tym samym herbatę z termosu do końca. Wypił. Termos schował do torby.
- Nie za zimno tu Panu siedzieć tyle czasu? – spytał przechodzący obok niego mężczyzna, który od dłuższej chwili obserwował zachowanie Piotra.
- Nie, nie. Dziękuję za troskę.
- Często tu Pan przychodzi…
- Najczęściej w poniedziałki. – pomyślał drwiąco Piotr.
- …najczęściej w poniedziałki – dodał mężczyzna, jakby odczytując myśli – w zasadzie tylko w poniedziałki Pana tutaj widzę z tą wiąchą kwiatów jak Pan idzie…
- …z bukietem kwiatów! – przerwał mu kategorycznie Piotr – bukietem!
- Jak Pan woli mówić na pęki kwiatów bukiety to niech i tak będzie. Dla mnie to wiąchy chwastów, które ludzie przynoszą tutaj nie wiadomo po co i nie wiadomo komu. I chyba tylko z własnej próżności chęci zadośćuczynienia sobie…szkoda gadać.
Piotr nie odezwał się już ani słowem. Nie miał ochoty wchodzić w rozmowę z – miał takie wrażenie – pijanym mężczyzną o wątpliwej reputacji. W dodatku postanowił zignorować bezduszne, jego zdaniem, insynuacje na temat – jak to określał ów człowiek – wiąch chwastów. W ogóle był niezadowolony, najpierw z dźwięku własnego telefonu przerywającego nostalgiczną ciszę i jego rozmyślania a zaraz potem z niezbyt przyjemnego spotkania z nieznajomym jegomościem.
Nieznajomy też nic się już więcej nie odezwał. Odszedł wolnym krokiem, kiwając się na boki w kierunku małej alejki i zniknął z pola widzenia Piotra tuż za drzewami pokrytymi śniegiem.
Piotr nigdy wcześniej nie spotkał nieznajomego.
- Jak to możliwe, skoro on obserwował mnie każdego poniedziałku, kiedy tu przychodziłem? Czyżby mnie szpiegował? A może to właśnie on jest sprawcą zniknięć kwiatów? Nie. To bez sensu. Z jego podejściem do roślin? Po co by mu one były? – te i jeszcze inne myśli kłębiły się w tej chwili w jego umyśle.
Chwilę potem położył torbę na ławeczce. Ciepło herbaty powoli przestało działać i czuł, że robi mu się coraz zimniej. Na dworze było minus osiemnaście stopni. Mimo głębokiego śniegu wokół pomnika przebrnął do tablicy. Ręką zgarnął dziesięciocentymetrową warstwę śniegu tak, aby było widać wygrawerowane litery.
Piotr raz jeszcze spojrzał najpierw na tablicę a potem na kwiaty w wazonie. Stał w nim bukiet z dwudziestu jeden czerwonych róż…
Wciągnęłam się... Pozdrawiam i przesyłam garść promieni słonecznych :) Do następnego...
OdpowiedzUsuńJest mi niezmiernie miło.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pełne ciepła i promieni słonecznych słowa.
Do następnego... - zabrzmiało twórczo...
To do następnego...
...różanego spotkania...